Droga do Nowego Jorku miała trwać
około dziesięciu godzin. Ciężarówka, którą wynajął pan Stewart, żeby przewieźć
to, czego nie da się samolotem, już dawno była w drodze do Los Angeles. Razem z
Danielle pakowałyśmy bagaż podręczny. Do swojej torebki wrzuciłam w sumie tylko
książkę „Dary Anioła: Miasto Kości”, którą zaczęłam czytać dość niedawno,
iPoda, słuchawki, portfel, sprzęt do szybkiego makijażu i ciuchy, żeby przebrać
się przed samym lotem do Kalifornii. Wszyscy musieliśmy wstać o chorej godzinie
– 4 rano. Justin powinien niedługo przyjść.
Ostatnie dni w Stratford upłynęły
bardzo szybko. Musiałam pozałatwiać wszystkie formalności. Wypisałam się ze
szkoły. Uznałam, że nie chcę jej kończyć. Pewnie głupio zrobiłam, ale będę tego
żałowała w przyszłości. Musiałam oznajmić Denice, że wyjeżdżam. Chyba nigdy nie
widziałam takiej dramy. Była załamana. Zżyłyśmy się bardzo przez ostatni
tydzień, kiedy wszyscy próbowali mnie ogarnąć. No cóż poradzić.
Nadszedł dzień wyjazdu. Nie wiem,
jak znosi to Justin. Wczoraj rozmawiałam z nim przez telefon i wydawało się, że
jest dobrze. Niestety, ale wiem, jak ciężka jest rozłąka z rodzicami. Justin ma
i tak to szczęście, że za niecały miesiąc są święta, więc pewnie Pattie
przyjedzie do Los Angeles razem z rodzicami Dan. Coś się wymyśli.
-Dziewczyny, Justin już jest!
Schodźcie na dół. – pani Stewart zawołała nas z dołu.
-Ciekawe, jak to znosi. –
Danielle najwyraźniej zaczęła myśleć na głos, ponieważ już o tym rozmawiałyśmy.
-Chodź na dół. Im szybciej wyjedziemy,
tym lepiej. – zarzuciłam sobie na ramię pasek skórzanej torby i odłączyłam
iPhone’a od ładowania. Zwinęłam ładowarkę i wetknęłam ją do tylnej kieszeni. Obejrzałam
się za siebie, czy aby na pewno niczego nie zostawiłam i wyszłam z pokoju.
Zbiegłam po schodach i weszłam do salonu. Justin siedział na kanapie. Gdyby nie
to, że wyraźnie chciało mu się spać, wyglądałby normalnie.
-Cześć. – usiadłam obok i
przytuliłam do niego. Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Hejka, mała. Wyspana? – pokręciłam
przecząco głową. Uznałam, że nie warto go pytać o to samo, bo widać jego
niewyspanie gołym okiem. – Ja też.
-Chcę już jechać. – bąknęłam,
układając głowę na jego ramieniu.
-Nie tylko ty. – Danielle zbiegła
po schodach i opadła na kanapę obok nas. – Ruchy tam! – wrzasnęła, ponaglając
swoich rodziców.
-Nadal nie wierzę, że twój ojciec
zafundował bilety do Los Angeles i pozwolił zamieszkać w ich domu.
-Pan Stewart od dawna funduje coś
Dan i jej przyjaciołom. Jest głównym fundatorem praktycznie wszystkiego. –
podniosłam wzrok na chłopaka.
-Mój ojciec nie zwraca uwagi na
to, ile coś może kosztować. Jest jakimś multimilionerem i cena na serio nie gra
roli. – Danielle pokiwała głową, zgadzając się ze mną.
-Dobra, idziemy. – pani Stewart
pomachała na nas ręką, żebyśmy poszli już do samochodu.
-No to teraz dziesięć godzin
jazdy do Big Apple. – wymamrotałam.
-Potem zakupy i lot do
Kalifornii. – Dan dokończyła za mnie, tym samym ostatecznie mnie dobijając.
-Jakie zakupy? – zapomniałam, że
Justin nie ma pojęcia o planowanych zakupach na 5th Avenue.
-Wytłumaczymy ci wszystko po
drodze, ale wierz mi, nie zanudzisz się na śmierć. – Dan wspięła się do
samochodu, a za nią Justin i ja. Będzie dość ciasno, ale co tam.
***
Te dziesięć godzin drogi zleciało
dość szybko. Może dlatego, że spałam przez jakieś pięć godzin, potem
pochłonęłam się zawziętą konwersacją z Danielle i Justinem o tym, jak
przemeblować dom, a przez ostatnie trzy godziny oglądaliśmy „Mroczny Rycerz
Powstaje”. Różnica czasy między Stratford a Nowym Jorkiem nie była jakaś wielka.
Oczywiście zatrzymywaliśmy się kilka razy. To na jedzenie, to na tankowanie, na
postój z przyczyn fizjologicznych i wiele innych. Staliśmy w korku pod
Harrisburgiem, więc dotarcie do celu zajęło dużo więcej czasu.
(proponuję włączyć sobie to)
Zaczęło się już ściemniać, kiedy
naszym oczom ukazały się światła Manhattanu. Ogromna metropolia tętniła życiem
przez całą dobę. Nawet wybrzeże było niesamowicie rozświetlone. Pan Stewart
ustalił z Danielle, że wysadzi nas na 5th Avenue, a potem pojedziemy metrem na
lotnisko. Musimy być na JFK o północy, więc mamy sporo czasu, bo jest dopiero
piąta. Spokojnie zdążymy z zakupami, a przy okazji trochę powłóczymy się po
mieście. Byłam kiedyś na JFK, kiedy leciałam do Finlandii z rodzicami, ale nie
zwiedziałam Nowego Jorku. Chyba, że z okien samolotu się liczy.
Rozejrzałam się po Times Square,
kiedy pan Stewart zdecydował, że nie jedzie dalej bo jest korek. Zatrzymał się
na rogu Times Square. Nigdy nie myślałam, że się tutaj znajdę. Od „dzielnicy
zakupów” dzieliły nas jedynie dwie ulice. Żadne z nas nie miało ze sobą dużego bagażu,
więc nie będziemy mieli problemów z poruszaniem się po ogromnym mieście.
-Żebyśmy tylko wsiedli potem do
dobrego metra, bo inaczej pojedziemy na Bronx, a jakoś nie mam ochoty się tam
znaleźć. – Danielle przeszła obok mnie i ruszyła w kierunku najbliższego
przejścia dla pieszych. – No ruszcie się.
Justin chwycił mnie za rękę i
poprowadził w kierunku, w którym poszła Dan.
-Nadal nie wierzę, że jestem w
Nowym Jorku. – chłopak rozglądał się po ruchliwym placu z niedowierzaniem i
zachwytem. – Jak daleko jest na 5th Avenue?
-Musimy przejść przez Broadway i Seventh
Avenue. – światło zmieniło się na białe i ruszyliśmy w na drugą stronę. – Nie jest
jakoś szczególnie daleko.
-Pogoda różni się od tej w
Stratford jedynie tym, że nie nakurwia deszczem, ewentualnie śniegiem. O, no i
jeszcze jest cieplej i nie jest mokro. Chyba tyle. – Danielle spojrzała na
Justina jak na wariata. Miałam ochotę zasadzić jej kuksańca w żebra. – Dlatego też
się przejdziemy, a nie będziemy jechać zatłoczonym metrem.
-Jest sporo linii, a mapa nie
należy do tych czytelnych. – Justin rozłożył mapkę, która dostał od mężczyzny
rozdającego je na Times Square.
-To też jest powód dla którego
nie skorzystamy teraz z metra. – bąknęłam.
-Czemu? – nadal nie ogarniasz,
czy co?
-Metro ma tyle linii, że łatwo
trafić w złą i zgubić się. Żadne z nas nie zna miasta, a raczej nie masz ochoty
dojechać na Bronx.
-Jakoś nie. – dalsza droga
zleciała głównie na zawziętej dyskusji na temat poruszania się po mieście. Danielle
upierała się przy chodzeniu wszędzie, ja przy taksówce, a Justin metrze. Chyba
jednak chce trafić do czarnej dzielnicy. Czasami go nie rozumiem.
5th Avenue roiła się od ludzi,
spędzających wolny czas na zakupach. Wzdłuż ulicy ciągnęły się przeróżne sklepy.
Od iSpota, przez New Yorker, Victoria’s Secret, Reserved i inne takie. Gdzieniegdzie
trafił się również Starbucks. Beverly
Hills jest porównywalne do tego, co ciągnęło się przez Nowy Jork.
-Gdzie zaczynamy? – rzuciła Dan,
stając przede mną i Justinem.
-Nie wiem. Propozycje? – wzruszyłam
ramionami. Justin wlepił wzrok gdzieś przed siebie i przyciągnął mnie bliżej. Powędrowałam
wzrokiem w kierunku, w którym patrzył. Obleśny mężczyzna w poprzecieranym,
brązowym płaszczu i z brodą uśmiechał się do mnie. Poczułam, jak w dole mojego
brzucha zaczyna budować się niepokój, więc przesunęłam się jeszcze bliżej
Biebera.
-Co wy się tam tak gapicie? –
spytała zdezorientowana Dan.
-Jakiś oblech gapi się na Miley. –
warknął Justin. Danielle obróciła się w kierunków, w którym patrzyliśmy. Szybko
odwróciła się z powrotem do nas z wyrazem odrazy na twarzy. Chodźmy gdzieś
dalej, zanim stanie się coś nieprzyjemnego.
Ruszyliśmy w dół ulicy. Kiedy
przechodziliśmy obok mężczyzny, w moje nozdrza uderzył, przyprawiający o
mdłości, smród niemytego ciała. Wzdrygnęłam się i tylko mocniej wtuliłam się w bok
mojego chłopaka. Kątem oka zauważyłam, że Justin uważnie przygląda się, jak na
moje oko, bezdomnemu, który nadal gapił się na mnie z pedofilskim uśmiechem. Serio
się go boję. Poczułam silne uderzenie w pupę i aż podskoczyłam. To na pewno nie
był Justin, ponieważ ten obrócił się szybko i uderzył mężczyznę w twarz. Oblech
upadł na plecy i przyłożył brudną dłoń do bolącego miejsca.
-Zbliż się do mojej dziewczyny, a
pożałujesz.
-Nie umiesz się dzielić z
bezdomnymi? – wiedziałam, że to bezdomny. Normalny człowiek by tak nie
śmierdział. Zaraz, zaraz. Dzielić? Mną?
-Umiem, ale nie będę się dzielił
dziewczyną. Zjeżdżaj koleś. – Justin objął mnie ramieniem i przycisnął do
siebie. Danielle stała jak wryta i musiałam pociągnąć ją lekko za koszulkę,
żeby się ruszyła. Chłopak zerknął jeszcze przez ramie, czy bezdomny przypadkiem
nie przymierza się do kolejnej próby dobrania się do mnie, ale na szczęście tak
nie było. – Mogę się dzielić, ale nie tobą. – rzucił i pocałował mnie.
-Nie migdalcie się na ulicy, bo
jeszcze na słup wejdziecie. – zaśmiałam się ze słusznej uwagi mojej
przyjaciółki. – Terranova. – Danielle złapała mnie za rękę i wciągnęła do
sklepu, a ja pociągnęłam za sobą Justina.
-No to zaczynamy tortury. –
mruknął pod nosem, wpychając dłonie głęboko do kieszeni.
-Zamknij się i może tak pomóż mi
znaleźć jakieś fajne ciuchy.
-Mogę je ocenić, ale nie
wybierać. – zgromiłam go wzrokiem i odwróciłam go na porozkładane przede mną
ubrania. Po chwili, oberwałam jakimś materiałem w bok głowy.
-Będzie na tobie fajnie
wyglądało. – zawołała Danielle, grzebiąc między wieszakami. Ściągnęłam z
ramienia materiał i przyjrzałam się mu uważnie. Był to… no chyba sobie kurwa jaja
ze mnie robi. – No i spodoba się Justinowi.
-Żartujesz, prawda? – rzuciłam w
jej stronę, nie pozwalając Justinowi zobaczyć, co to dokładnie jest. Dla
sprostowania, trzymałam w rękach obcisły gorset. Ale nie taki, w jakim można wyjść
na ulicę. Nie. Był to fragment bielizny. Bardzo skąpej bielizny. Spojrzałam w
kierunku przyjaciółki i zobaczyłam, że jest przy dziale z bielizną. Czemu mnie to nie dziwi?
-Chociaż to przymierz. –
mruknęła.
-Nie zamierzam przymierzać gor…
tego czegoś.
-Mogę chociaż wiedzieć, co to
jest? – Justin z rozbawieniem wpatrywał się we mnie.
-Nie możesz, bo tego nie założę. –
odpowiedziałam i odrzuciłam Danielle gorset.
W Terranovie znalazłam sobie białą koszulkę, bluzkę, luźną koszulkę i, ku uciesze Danielle i Justina, sukienkę. W odwecie, wcisnęłam chłopakowi bluzę. Jeszcze zdążę się zemścić za tę
sukienkę. Następnym odwiedzonym sklepem
był, standardowo, Vans. Ja i Danielle mamy zwyczaj do noszenia ciuchów w
stylu skate, ale czasami od tego odchodzimy. Uznałyśmy, że warto przerobić
Justina na skate. Wepchnęłyśmy go do przymierzalni i przyniosłyśmy kilka
koszulek i bluz, ale nie wziął żadnej. Tylko czarne buty. Za to ja wzbogaciłam się
o kolejnego full capa i Vansy Pro Skate. Danielle szastała kasą na wszelkie
możliwe strony, ponieważ kupiła dwie pary Vansów, chyba pół Terranovy i trzy
bluzy z Vansa. Justin nosił część moich zakupów.
-Potrzebujemy czegoś, w co
wsadzimy to wszystko na lotnisku. – zauważyłam, kiedy Danielle postawiła na
stoliku kawy. Siedzieliśmy przed Starbucksem. Byliśmy ostatnimi klientami,
ponieważ kawiarnię już zamykano.
-Niedaleko jest Nike. Możemy
kupić jakąś torbę. – Danielle wskazała na neonowy napis jakieś dwadzieścia
metrów od nas.
-Zdążymy? Dochodzi dziewiąta. –
upiłam łyka swojej kawy.
-Sklepy są tutaj otwarte do
dziesiątej. Kupimy torbę… - spojrzała na ilość zakupów. – …albo dwie i
pójdziemy do metra. Zanim dojedziemy na lotnisko, minie co najmniej godzina.
-Też fakt. – westchnęłam i
wygodniej rozsiadłam się na kanapie. 5th Avenue opustoszała już prawie
całkowicie. Gdzieniegdzie widać było jedynie bandy nastolatków, zmierzających
na imprezy do pobliskich klubów. – Robi się chłodno. Chyba kupię sobie jakieś
rękawiczki. W metrze przecież nie ma ogrzewania.
-Wiecie, w którą linię mamy
wsiąść? – Justin wrócił z toalety i opadł na kanapę obok mnie.
-Linią E. Jedziemy na stację Jamaica
i tam przesiadamy się w Airtrain, który zawiezie nas na JFK. Niestety, wsiadamy
na zbiegu wszystkich linii, więc musimy uważać, żeby nie wsiąść w metro na
Bronx. (mapa metra Nowego Jorku)
-Ogarniam.
-Dobra, zbieramy się, bo nam
sklep zamkną. – wstaliśmy i z kubkami ciepłej kawy ruszyliśmy do sklepu Nike.
~.~
Dodaję ten rozdział w bardzo smutnym dniu. Raczej wiecie, że nie żyje Paul Walker. Grał moją ulubioną postać w całej serii i od razu mogę stwierdzić, że jeśli nakręcą siódmą część, to nie będzie już ten sam film. Razem z Paulem odszedł Brian
Co do olimpiady. Moja odpowiedź na pytanie "jak poszła olimpiada?" nie zmieniła się od momentu wyjścia z sali. Wygląda ona mniej więcej tak: Hahahahahahahahahaha. Nie przejdę. Nie było jakoś strasznie trudne, do momentu. Było sporo wyjątków, dlatego wiem, że nie przejdę.
Dowiedziałam się, że mam jutro próbne gimnazjalne z humanistycznych. Kiedy mi o tym powiedziano? Dzisiaj rano. Miło, że rodzice mnie poinformowali (informacja przyszła na dzienniczek tylko do rodziców).
Nie wiem, kiedy dodam nowy rozdział. Muszę go dokończyć, a mój cały tydzień będzie wyglądał tak:
Poniedziałek - 6.45 roraty i lekcje do 14.45 (mam zwolnienie z wfu na miesiąc) + gimnazjalne
Wtorek - 7.15 matma/fizyka do 16.30
Środa - 6.45 roraty do 15.30 + zaliczenie z geografii i próbne gimnazjalne
Czwartek - 6.45 roraty 15.30 + próbne gimnazjalne i dodatkowy angielski do 17.15
Piątek - 7.15 zaliczenie z matmy i do 15.30 + spotkanie grupy w kościele
Zabijcie :) mnie :)
17.00 - 17.05 -> 5 MINUT CISZY NA PAULA. NIE PISZEMY NA TT NIC.
Jeśli czytacie, błagam skomentujcie. Nawet negatywnie. Nie obrażę się, tylko postaram poprawić.
+15 komentarzy = nowy rozdział :)
JEŚLI CZYTASZ ROZDZIAŁ, PROSZĘ SKOMENTUJ GO, NAWET NEGATYWNIE. OPINIE CZYTELNIKÓW SĄ DLA MNIE BARDZO WAŻNE!
Świetny rozdział. Czekam na następny;)
OdpowiedzUsuńWielka strata stracić tak wspaniałego aktora jak on. Grał w moim ulubionym filmie, a teraz już go nie ma:( T_T
boskie *.*
OdpowiedzUsuńBoskie. ^ ^
OdpowiedzUsuńSuper ;) czekam na wiecej scen Jiley ;D <3
OdpowiedzUsuńfajny ^^ czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńCzekam nn <3
OdpowiedzUsuńBoski *-* czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział i powodzenia w szkole. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny ;*
OdpowiedzUsuńbardzo fajny :) powodzenia w szkole :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <3
OdpowiedzUsuńPowodzenia w szkole :***
Też smutam z powodu Paula :(
świetny <3
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńKochaaam . wspaniały blog . *__*
OdpowiedzUsuń