piątek, 20 września 2013

16. WELCOME TO THE CITY OF ANGELS

NOWY ROZDZIAŁ RÓWNIEŻ NA 'THE UNEXPECTED'!


Droga mijała mi bardzo dobrze. Dostałam kilka wiadomości od zbulwersowanej Deniki z pytaniem, gdzie jestem i czemu nie ma mnie w szkole. Danielle standardowo mało interesuje się tym, czy jestem w domu, czy nie. Kiedy stanęłam w korku wjazdowym do Chicago, zdecydowałam się odczytać ostatnio otrzymane wiadomości. Pierwsze trzy były od Deniki. Zignorować. Następna była od… Justina. Kiedy odpisałam, bardzo szybko dostałam odpowiedź, na co też musiałam odpisać.
Włączyłam radio i trafiłam na sam początek jednej z moich ulubionych piosenek, czyli utwór Imagine Dragons „Radioactive”. Zaczęłam śpiewać i kilkugodzinny korek zleciał mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, byłam już pod motelem, niedaleko wjazdu na autostradę 66, prowadzącą prosto do Los Angeles.
Weszłam do niewielkiego budynku i podeszłam do jasnowłosej kobiety w recepcji.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-Ma pani wolny pokój? – spytałam, stawiając torbę na drewnianej podłodze.
-Oczywiście. Noc kosztuje $50. Skorzysta pani?
-Tak.
-Poproszę pani dowód i ewentualną wizę. – wpisała coś na komputerze. Wyciągnęłam z portfela dowód i podałam go kobiecie. Widząc godło Stanów, uśmiechnęła się szeroko i wpisała moje dane do komputera, po czym podeszła do szafki, z której wyjęła klucz do pokoju. – Bardzo proszę. Schodami na górę, korytarzem w prawo i ostatnie drzwi po lewej stronie. – uśmiechnęła się do mnie i podała mi klucz.
-Dziękuję. – bąknęłam i ruszyłam do pokoju.
Kiedy weszłam, rzuciłam torbę na podwójne łóżko i ściągnęłam buty. Syknęłam z bólu, kiedy tylko pozbywałam się conversa z uszkodzonej stopy. Rzuciłam je pod łóżku i, mimo dość wczesnej godziny, położyłam się spać.
***
Po kilkudniowej drodze w końcu dotarłam do celu. Surowa pustynia i wysokie góry ustąpiły i moim oczom ukazało się długo wyczekiwane miasto. Światła Los Angeles rozświetlały zachodnie wybrzeże Kalifornii.
-Witam w mieście aniołów. – powiedziałam sama do siebie, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Wyłączyłam GPS. Wiedziałam, jak jechać dalej. Los Angeles i jego okolice znałam bardzo dobrze. Bez problemu dojadę z 66 do Północnego Hollywood, gdzie mieszka Yoko.
We wnętrzu samochodu rozległa się piosenka Austina Mahone’a „What About Love”, sygnalizująca przychodzące połączenie. Podłączyłam iPhone’a do radia i odebrałam.
-Halo?
-Miley, gdzie jesteś? – Justin.
-Napisałam ci, że jadę do Los Angeles. – wypaliłam.
-Wiem i też tam jadę.
-Zaraz. Co?
-Jadę do Los Angeles. Nie pozwolę ci być teraz samej. Martwię się o ciebie. – on się naprawdę o mnie martwi.
-Gdzie jesteś?
-Około stu kilometrów do Los Angeles. Podaj mi adres, pod którym cię znajdę.
-Jadę najpierw na cmentarz, dopiero potem do przyjaciółki. Mama pozwoliła ci jechać?
-Tak. Podaj adres cmentarza. A ty, gdzie jesteś?
-Wjeżdżam do LA. Adres cmentarza to 6300 Forest Lawn Drive przy Hollywood Hills.
-Ok. Spotkamy się tam.
-Dobra. – odparłam i rozłączyłam się.
Nie wierzę, że Justin przejechał za mną prawie cztery tysiące kilometrów. On naprawdę chce być ze mną. Nie wiem nawet, co mam myśleć. Nikt nigdy czegoś takiego dla mnie nie zrobił. Musiał wydać fortunę na paliwo. Ja za dziesięć tankowań zapłaciłam ponad $500. To kupa kasy. Gdybym wiedziała wcześniej, że za mną jedzie, postarałabym się go jakoś zawrócić. Teraz jest już za późno.
Widząc kierunkowskaz na Hollywood, skręciłam w tamtą stronę. Moje serce zaczęło bić nieco szybciej, kiedy zbliżałam się do cmentarza. Od pogrzebu rodziców minął miesiąc. Gdybym mieszkała bliżej Los Angeles, pewnie przyjeżdżałabym tutaj codziennie.
Zaparkowałam w pobliżu wejścia. Cmentarz rozświetlały miliony zniczy. Wszystko wyglądało pięknie, ale również smutno. Odkąd moja rodzina zginęła, cmentarz kojarzył mi się jedynie z cierpieniem. Nigdy więcej pięknem, jak wtedy, kiedy byłam mała i mieszkałam w Nashville.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku bramy wejściowej. Szybko dotarłam do celu. Usiadłam na pobliskiej ławce i wpatrywałam się w sześć grobów z wyrytymi imionami i nazwiskiem moich rodziców, braci i sióstr.
~flashback~
-Idziemy na plaże? – Noah wskoczyła na moje łóżko i zaczęła po nim skakać, czym wyrwała mnie z głębokiego snu.
-Daj mi jeszcze dziesięć minut. – zakryłam głowę cienką kołdrą, modląc się, żeby odpuściła.
-Nie! Teraz! No chodź, Miley! – złapała mnie za nogę i zaczęła ciągnąć w dół łóżka.
-Dobra, wstaję. – westchnęłam z irytacją, siadając na łóżku i przetarłam zaspane oczy.
-Jej! – Noie zeskoczyła z miękkiego materaca i pobiegła do kuchni. Po chwili usłyszałam jej radosny pisk. – Mamo! Miley zabiera mnie na plażę! Chodź z nami.
Zwlekłam się z łóżka i zbiegłam po schodach na dół. Moja mama stała przy kuchennym blacie i przygotowywała śniadanie dla całej rodziny.
-Dzień dobry. – zawołałam, kiedy tylko weszłam do pomieszczenia. Pocałowałam mamę w policzek na powitanie.
-Dzień dobry, kochanie. – uśmiechnęła się do mnie. Długie, blond włosy związała w koka. Miała na sobie koszulę nocną i satynowy szlafrok w kwiatki róży. – Zabierasz dzisiaj Noah na plażę? – uśmiechnęła się do mnie. Skinęłam głową potwierdzając. – Może pojedziemy całą rodziną? Dawno nie byliśmy razem na plaży.
-Czy ja słyszałem „plaża”? – Braison wszedł do kuchni z gigantycznym uśmiechem na twarzy.
-Tak. Jedziemy na plażę. – Tish wyciągnęła z lodówki shaker z śnieżnobiałym jogurtem wewnątrz. – Miley, pomóż mi pozanosić śniadanie do ogrodu.
-Mhm. – wzięłam z wyspy kuchennej talerz z jajecznicą z pomidorami i szczypiorkiem oraz świeże owoce mango i brzoskwini. To moje ulubione owoce. A jeszcze połączone z jogurtem naturalnym i płatkami śniadaniowymi Nestle Fitness. Mniam.
Kiedy weszłam do ogrodu, moje ciało omiótł gorący podmuch lipcowego wiatru. Słońce przyjemnie ogrzewało mnie w drodze do stołu, niedaleko naszego basenu. Odstawiłam naczynia i wróciłam do kuchni.
-Miley, skończyła się herbata jaśminowa. Możesz skoczyć po nią do garażu? – mama wzięła w ręce tacę z pieczywem i shaker z jogurtem. – O, i jeszcze płatki weź, bo jest ich niewiele.
-Dobra. – przeszłam kolejno przez kuchnię, jadalnię i salon. W korytarzu, prowadzącym do schodów na piętro, skręciłam do drzwi, za którymi był garaż.
Wszelkie zapasy jedzenia przechowywaliśmy tam, ponieważ większość domów w Kalifornii nie ma piwnic. Cały stan jest aktywny sejsmicznie i ze względów bezpieczeństwa, nie podkopuje się ziemi pod budynkami. Głupie to, ale nic nie mogę poradzić. Poza tym, garaż jest najchłodniejszym miejscem na terenie całej posiadłości.
Zdjęłam z półki paczkę herbaty jaśminowej i płatków Nestle Fitness z kawałkami białej czekolady. Z wnętrza domu dobiegł mnie głos mamy.
-Brandi! Zanieś kubki!
Uśmiechnęłam się i wróciłam do ogrodu. Wszyscy siadali już do stołu. Postawiłam na nim opakowania, które przyniosłam i zajęłam swoje stałe miejsce na bujanej ławie ogrodowej.
-Smacznego. – pisnęła Noah, a my odpowiedzieliśmy jej tym samym.
~flashback~
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku na wspomnienie jednego z ostatnich wspólnych śniadań. Czemu było jednym z ostatnich, skoro wszystko się zwaliło pod koniec października? Później Noah i Braison pojechali na obozy letnie i wrócili dopiero na końcu sierpnia. Trace pojechał do swojej dziewczyny do Ashland i wrócił w połowie września. Brandi bardzo rzadko bywała rano w domu, a ja najczęściej jadłam śniadanie u Danielle, Yoko lub w mieście. Potem zaczęła się szkoła i śniadania jedliśmy w samochodach lub na stołówce w szkole.
Wpatrywałam się w sześć nagrobków, ustawionych obok siebie i z każdą chwilą czułam coraz większą tęsknotę za rodziną. Dalej nie potrafię wybaczyć sobie tego, że zostawiłam te cholerne świeczki w łazience. Dwie następne łzy spłynęły po mojej twarzy i kapały na ciemną ziemię pode mną. Przyłożyłam dłoń do ust i, opierając ją na kolanie, delikatnie przygryzłam palec wskazujący.
Niespodziewanie, mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz. No świetnie, ciotka. Odebrać? Nie chcę, żeby myślała, że poszłam do jakiegoś klubu, lub leżę nieprzytomna w rowie.
-Halo? – włączyłam na głośnik, nie chcąc, żeby usłyszała mój nierówny oddech.
-Miley? Gdzie ty jesteś? – zmarszczyłam brwi. – Denika dzwoniła do mnie z pytaniem, czemu nie ma cię od trzech dni w szkole. Jak się wytłumaczysz młoda panno? – skąd Denika ma jej numer?
-Spokojnie, ciociu. Pojechałam do Los Angeles. Chciałam odwiedzić rodzinę. – wypaliłam nie zastanawiając się nad odpowiedziom. Mogłam skłamać i powiedzieć, że jestem chora, lub coś.
-Do Los Angeles?! Sama?! Miley, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś i mnie o tym nie poinformowałaś?! – wywróciłam oczami.
-Bo wiem, co  byś mi odpowiedziała, a ja na serio chciałam tu przyjechać. Nie moja wina, że wywiozłaś mnie daleko od miejsca, gdzie spoczywają najważniejsze osoby w moim życiu. – mój rozedrgany głos uniósł się znacznie. – Nie mam zamiaru prosić cię o pozwolenie, czy mogę tu przyjechać. Za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat i nie potrzebuję twojej zgody na cokolwiek.
-Nie tym tonem, młoda panno. W tej chwili wracasz do Stratford. Nie chcę więcej słyszeć, że zarywasz szkołę tylko po to, żeby pojechać na groby swojej rodziny.
-Chciałabyś. – warknęłam i rozłączyłam się, nie mogąc już dłużej słuchać ciotki Lilly.
Kolejna fala łez wylała się z moich oczu. Nienawidzę tej kobiety. To, że mnie przygarnęła nie znaczy, że może mi rozkazywać. Jestem dorosła i mam prawo samodzielnie decydować o swoim życiu. Mama by się tak nigdy nie zachowała. Wielokrotnie jeździłam do Nashville odwiedzić grób dziadka. To na drugim końcu kraju i nie miała nic przeciwko, kiedy zarywałam szkołę. Dzwoniła tylko do mnie, żeby upewnić się, że bezpiecznie dotarłam na miejsce. Ufała mi, a jej siostra nie. Uważa mnie za dziecko, którym nie jestem. To takie żenującą.
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Szybko podniosłam głowę w górę. Justin uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
-Mówiłem, że za tobą jadę. – usiadł obok mnie na ławce i kciukiem otarł samotną łzę z mojego policzka.
-Wiem, ale nadal nie rozumiem po co. To prawie cztery tysiące kilometrów, a…
-Ciiii. – Justin położył swój palec na moich ustach, uciszając mnie. – Nie pozwolę ci być samej w najbardziej bolesnych chwilach.
Moje serce ścisnęło się na jego słowa. Przytuliłam się do boku Justina, obejmując go w pasie ramionami. Rozkleiłam się na dobre.
-Dziękuję ci. – wyszeptałam przez łzy. – To dla mnie wiele znaczy. Nikt jeszcze nie przejechał za mną czterech tysięcy kilometrów. Dziękuję. Kocham cię.
Justin głaskał mnie po plecach i starał uspokoić.
-Nie masz za co dziękować. Pojechałbym za tobą nawet do Chin. Też cię kocham.
***
Jechałam ulicami Północnego Hollywood, wypatrując dobrze znanej mi ulicy. Justin jechał za mną przez ten istny labirynt. Spędziliśmy na cmentarzu kilka godzin i zdążyło się już ściemnić. Mimo to, nadal było cieplej niż w Stratford. Stęskniłam się za Kalifornią i moimi przyjaciółmi. Mój telefon zaczął wibrować. Zerknęłam na wyświetlacz, spodziewając się zobaczyć numer rozwścieczonej ciotki, ale przyjemnie się rozczarowałam.
-Siema, Yoko. – zawołałam, włączając głośnik.
-Hejka, Cyrus. Gdzie jesteście? Moja matka się niecierpliwi, a ja nie wytrzymuję już. Stęskniłam się za tobą. – zachichotałam.
-Zaraz będziemy. Dosłownie trzy przecznice. – uśmiechnęłam się do siebie.
-Czekam. – rozłączyła się.
Zerknęłam we wsteczne lusterko, aby upewnić się, że Justin się nie zgubił. Nadal jechał za mną. Wróciłam wzrokiem na ulicę i od razu zauważyłam dobrze znaną mi bramę wjazdową na teraz ogromnej posesji, należącej do rodziny Kashida. Zwolniłam nieco i wjechałam na podjazd. Przed domem znajdował się spory plac, gdzie parkowane były samochody gości.
Wysiadłam z Range Rovera i podeszłam do bagażnika. Chciałam wyciągnąć z niego torbę, ale Justin zmaterializował się przy mnie i chwycił ją za mnie.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego.
-Nie ma sprawy. – cmoknął mnie w usta, a ja delikatnie się zarumieniłam.
-Czekają na nas. – bąknęłam i pociągnęłam Justina w stronę wejścia do ogromnego domu.
-Powiedziałaś, że nie będziesz sama?
-Powiedziałam Yoko, żeby mogli ogarnąć dla ciebie pokój.
-Mogę dzielić go z tobą. – poruszył figlarnie brwiami. Zaśmiałam się dobrze wiedząc, co miał na myśli.
-Śpię w pokoju Yoko, jak zawsze. – uśmiechnęłam się przepraszająco.
Yoko otworzyła drzwi, jeszcze zanim zdążyłam się do nich zbliżyć.
-Cyrus! – krzyknęła i rzuciła się na mnie. Przytuliłam ją mocno.
-Tęskniłam za tobą, Kashida. – uśmiechnęłam się. Odsunęłam ją od siebie i odgarnęłam włosy z twarzy. – Yoko, to jest mój chłopak Justin. Justin, to jest moja przyjaciółka – Yoko.
Japonka uśmiechnęła się szeroko, ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Miło cię poznać. – wypaliła. – Miałam nadzieję na to, że Mil znajdzie sobie chłopaka po śmierci rodziców.
-Mi również miło cię poznać.
-Chodźcie do środka. Mama się bulwersuje już, bo odwlekam kolację.
Weszliśmy do domu. W powietrzu unosił się delikatny zapach świeżego sushi. Rodzina Yoko pochodzi z Tokio i są naprawdę świetni w robieniu tradycyjnych, japońskich dań. Nawet wnętrze ich domu wyglądem przypomną anime.
W korytarzu zdjęliśmy buty i weszliśmy głębiej. Zerknęłam z boku na Justina. Pochłaniał wzrokiem nietypowy wystrój. Zaśmiałam się na ten widok. Ja już do tego przywykłam, ale nadal pamiętam pierwsze wrażenie, jakie wywołał na mnie japoński styl.
Suri Kashida, mama Yoko, nakładała właśnie przeróżne rodzaje sushi na bambusowe tace.
-Dobry wieczór, pani Kashida. – zawołałam, kiedy weszłam do kuchni. Ciemnowłosa kobieta obróciła się przodem do mnie i uśmiechnęła.
-Jak się masz, Miley? – złapałam Justina za dłoń i wyciągnęłam zza rogu tak, żeby mama Yoko mogła go zobaczyć.
-Pani Kashida, to jest mój chłopak Justin.
-Dobry wieczór, proszę pani. – powiedział, uśmiechając się do niej.
-Dobry wieczór. Miło cię poznać. – odwzajemniła uśmiech. – Dzieciaki, idźcie umyć ręce i zaraz jemy.
-Mamo… - wymamrotała Yoko spoglądając na matkę z lekkim rozdrażnieniem.
-Och, przepraszam. Cały czas zapominam, że macie już po osiemnaście lat. – Suri westchnęła i zaniosła trzy tace do jadalni.
-Chodźcie na górę. – Yoko złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie, a ja Justina, w stronę schodów. – Miley, śpisz w moim pokoju? Zmusiłam rodziców do kupienia kanapy i teraz mam w pokoju dwa łóżka. – uśmiechnęła się szeroko.
-Szalejesz, dziewczyno. Wiesz może, czy Austin, Carly i Jo są w LA?
-Są. Słuchaj, Tony Hawk będzie na otwarciu Westchester Skate Park.
-Serio? – poczułam jak ekscytacja zaczyna mną władać. – Kiedy?
-Jutro o 5PM. Musimy tam być. Nie przepuszczę spotkania z Tonym. Krążą plotki, że będą tam jeszcze: Bam Margera i Rob Dyrdek.
-Pierdolisz! – zawołałam.
-Nie. Obecność obowiązkowa. Stary załatwił mi sześć wejściówek VIP, co oznacza, że będziemy mogli wypróbować rampy przed pozostałymi. I spotkamy się z Hawkiem.
-O mój Boże. Nie wierzę. Kashida, jesteś wielka. – Yoko przesunęła drzwi od łazienki dla gości. Umyliśmy ręce.
-Gdzie mogę zostawić torbę? – zapomniałam o tym, że Justin cały czas nosi moją torbę. Cholera.
-Drugie drzwi na lewo. – powiedziałam. Dobrze wiem, gdzie jest pokój Yoko.
-Dzięki. – Bieber podszedł do wskazanych drzwi i wszedł do środka.
-No więc? – zeszłyśmy na dół.
-Co „no więc”? – nie udawałam, że nie wiem o co jej chodzi. Na serio nie miałam pojęcia.
-Ty i Justin. Opowiadaj wszystko.
-Chodzimy razem do szkoły. Robiliśmy razem projekt z gegry i tak jakoś wyszło.
-Uuuuuu… Zazdroszczę. – przerwałyśmy rozmowę, kiedy Justin zbiegł po schodach i wszedł za nami do jadalni. Mama Yoko siedziała już na miękkiej poduszce przy niskim, japońskim stole.
-Siadajcie. – bąknęła Yoko, siadając obok matki. Usiedliśmy po drugiej stronie.
-Yoko, twojego taty nie będzie? – spytałam.
-Nie. Poleciał do Jokohamy na jakąś konferencję. Wraca za cztery dni. – kiwnęłam głową.

-Smacznego. – powiedziała Suri, a my odpowiedzieliśmy jej tym samym. Chwyciłam pałeczki i zabrałam się za maki z łososiem. 

~.~
Huehuehue. Cały dzień dzisiaj siedzę w domu z powodu, cytuję lekarza "grypo podobnego czegoś", więc miałam sporo czasu na skończenie rozdziału. Mam nadzieję, że się wam spodobał. Jeśli tak to, proszę, zostawcie komentarz :) 
Nowy rozdział pojawi się w przyszły weekend. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, napiszcie swoje twittery w komentarzu lub w zakładce informowani.
Martwi mnie to, że z każdym rozdziałem spada liczba komentarzy.

JEŚLI CZYTASZ ROZDZIAŁ TO PROSZĘ, SKOMENTUJ GO. KOMENTARZE SĄ DLA MNIE BARDZO WAŻNE.


15 komentarzy:

  1. aww boski <3 i to jak Justin się o nią martwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodki Justin*-* Chociaż wolałabym, aby czasem był badass ;)
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)x
    +zdrowiej kiciu <3
    @oliifka

    OdpowiedzUsuń
  3. Hidwysowjdydowdsosnxuaodnxuosjsdb *____________________*
    Ja pierdole kurwa zajebisty !!!!!!
    Kachammmmmmmmmmm.
    @YepIamABatman

    OdpowiedzUsuń
  4. Słooodki Justin dfjifidf
    & Zdrowia.<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku dziewczyno nie przestajesz normalnie nas zaskakiwać :D ŚWIETNY
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawalisyy :) szkoda ze krotki ale itak fajny ;D nie moge sie doczekac nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  7. Justin jest taki troskliwy <3 Jak ona może jesc sushi to niedobre :-P #Haha @Juju_Laugh

    OdpowiedzUsuń
  8. megaaa <3 Justin taki słodki no nie mogę jaaaa <3 @coldbelieber

    OdpowiedzUsuń
  9. Hah Justin boski :) czekam na nastepny rozdzial, mam nadzieje ze niebawem sie pojawi ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Justin jest mega słodki <3

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny. Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Super xD ciekawe co będzie dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Aww Justin marwi się o Miley. Cały rozdział świetny. Przepraszam, że komentuje teraz, ale dopiero przeczytałam, wiadomo szkoła. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Weny życzę
    @Furby_xoxo

    OdpowiedzUsuń
  14. NIE MYŚLAŁAM, ŻE BĘDZIE AŻ TAKI FAJNY :* MOŻESZ MNIE INFORMOWAĆ?? I DZIĘKI ZA LINKA DO TEJ HISTORII NA TT :* @ImWildBelieber

    OdpowiedzUsuń