Razem z Kels szukamy jeszcze jednej tłumaczki na The Unexpected . Jeśli ktoś chce, tutaj są zasady. Zgłoszenia przyjmujemy do soboty, w niedzielę wyniki. Dzięki :) xx
Czułam, jak
zachłanne dłonie Justina wędrują w górę moich ud. Żadne z nas nie przerwało
namiętnego pocałunku, odkąd się rozpoczął. Sznurki, trzymające górę mojego
kostiumu były już nieźle obluzowane. Mój umysł krzyczał, że mam przestać i
usiłował odzyskać kontrolę nad ciałem. Jednak, ono robiło to, na co miało
obecnie ochotę. Po prostu oddawało się przyjemności, którą niosły ze sobą
dłonie i pocałunki Justina.
Magiczna chwila
została przerwana przez mój dzwoniący telefon. Zdecydowałam się go zignorować,
ale okazało się to po prostu niemożliwe. Dzwoniący nie dawał za wygraną i
dobijał się na okrągło.
-Powinnam chyba
odebrać. - wymamrotałam, lekko odpychając od siebie Justina. Niechętnie oderwał
się ode mnie i pomógł mi się podnieść. Wsunęłam się bardziej na koc i położyłam
na brzuchu. Sięgnęłam po krem do opalania i nadal dzwoniący telefon.
-Posmarujesz mi
plecy? - spojrzałam na chłopaka. Skinął głową i wziął ode mnie tubkę. Nie
spodziewałam się tego, że usiądzie okrakiem na mojej pupie. Nie jest zbyt
lekki, ale lżejszy niż był Braison. Odsunął moje włosy na bok i wycisnął trochę
kremy na rękę. Kiedy chłodna ciecz zetknęła się z moją skórą, zadrżałam lekko.
Wznowienie się wibracji w mojej ręce, sprowadziło mnie z powrotem na Ziemię.
Spojrzałam na telefon i zauważyłam numer ciotki Lilly. Jedna chwila rozpierdala
cały dzień.
-Halo? -
odebrałam i przyłożyłam iPhone'a do ucha.
-Miley, kiedy
wracasz i dlaczego odebrałaś dopiero teraz? - zdenerwowana ciotka napadła na
mnie na samym wstępie. Tobie też, dzień
dobry.
-Nie wiem.
Pewnie niedługo, a co?
-Wracasz
dzisiaj, albo szlaban do końca roku. – słysząc, co powiedziała, zaśmiałam się.
-Tak się
składa, że za tydzień kończę osiemnastkę i będziesz mogła mi, co najwyżej,
nagwizdać. – każde słowo przesycone było jadem. Nienawidzę, kiedy traktuje się
mnie jak szesnastolatkę, którą nie jestem.
-Nie tym tonem,
młoda panno. Mamy dużo do omówienia. Wracasz dzisiaj i nie waż mi się
protestować.
-Ty patrz… - na
moją twarz wypełzł łobuzerski uśmieszek. – właśnie to robię. Wrócę do tej
wiochy, jak tylko będę chciała. Mało mnie obchodzi, co ty na to. To moje życie
i to ja o nim decyduję. – zupełnie nieświadoma tego, że unoszę głos, wstałam
gwałtownie z koca i ruszyłam w stronę brzegu.
-Nagrabiłaś
sobie, Cyrus. Jesteś zupełnie jak swoja matka. Arogancja, chamska, samolubna i
zakochana w sobie, a…
-Nie porównuj
mnie do mojej matki! – wrzasnęłam tak głośno, że od razu poczułam nieprzyjemne
drapanie w gardle.
-Czy ty właśnie
podniosłaś na mnie głos? – ciotka wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Tak! Tak,
właśnie podniosłam na ciebie głos! – moja wściekłość rosła z każdą chwilą.
Kątem oka zobaczyłam, że Justin jest tuż za mną.
-Spokojnie… -
wyszeptał i przyciągnął mnie do swojego nagiego torsu. – Oddychaj…
-Próbuję się
zrelaksować, a ty psujesz mi cały dzień. – ściszyłam głos, próbując się nieco
uspokoić. – W Los Angeles jest pochowana moja rodzina, tutaj są moi
przyjaciele, którzy są dla mnie jak rodzina. Ty każesz mi wracać za granicę
mojej ojczyzny. Wrócę, jak zechcę. – nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź,
rozłączyłam się.
-O co poszło? –
Justin potarł moje ramiona. Westchnęłam, pozwalając wszelkiej wściekłości
zamienić się w spokój.
-Ciotka każe mi
wracać do Kanady.
-A co zrobi,
jeśli jej nie posłuchasz?
-Grozi mi
szlabanem, ale mam na nią wyjebane. Jeszcze tydzień i nic nie będzie mogła mi
zrobić. – Justin zaśmiał się cicho.
-Jak dziecku?
-Taaa… Chyba
zapomina, że nie mam szesnastu lat.
-Najwyraźniej
tak. Przejdziemy się? – nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony,
chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę klifu, wychodzącego w ocean.
Wbrew pozorom, dzieliły nas od niego jakieś dwa kilometry.
*four
days later*
Zwolniłam do
20km/h. Nie chcę dojechać do domu ciotki, więc wolę to odwlec. Głupio robię,
ale co tam. I tak nie mam nic do stracenia. Jeszcze dwa dni i skończą się rządy
ciotki nade mną. Będę pełnoletnia i od razy się wyprowadzam. W prawdzie, do
Danielle, która mieszka obok, ale i tak nie będę w jednym budynku z tą jędzą.
Dla tych, co myśleli, że ciotka Lilly jest taka… miła i w ogóle, to tylko
pozory, a pozory mylą.
Skręciłam w
ulicę, przy której mieściło się piekło. Zwolniła jeszcze bardziej. Ręce zaczęły
mi lekko drżeć ze stresu przed nieuniknionym spotkaniem. Może powinnam wejść oknem? Światła samochodu odbiły się od drzwi
garażu, kiedy wjechałam na podjazd. Wyłączyła rozgrzany silnik i sięgnęłam po
torbę. Wrzuciłam do niej telefon i słuchawki. Ociągając się tak bardzo, jak tylko
mogłam, zwlekłam się z wysokiego siedzenia Range Rovera. Zamknęłam drzwi i
zablokowałam zamek.
Cicho weszłam
do domu. Jest środek nocy, więc może
ciotka śpi i mnie nie usłyszy. Opierając się ręką o ścianę, cicho zsunęłam
ze stóp conversy i ruszyłam w stronę schodów.
-Miło, że się
jednak pojawiłaś. – mocno rozdrażniony głos spowodował, że się zatrzymałam i
przeklęłam w duchu. – Dlaczego opuściłaś, nie tylko Stratford, ale Kanadę bez
mojej wiedzy? – obróciłam się na pięcie i spojrzałam ciotce prosto w oczy.
-Chciałam
spotkać się ze znajomymi i odwiedzić groby rodziców. Gdybym spytała cię o
zdanie, odpowiedź brzmiałaby „nie”, więc sama podjęłam decyzję.
-Nie
pozwoliłabym ci jechać, ponieważ jesteś nieletnia i jesteś pod moją opieką.
Gdyby coś ci się stało, ja bym za to odpowiedziała. Nie chcę iść do pierdla, bo
głupia gówniara wymyśliła sobie wycieczkę do cholernego Los Angeles. – poziom
mojej wściekłości znowu sięgał skraju wytrzymałości.
-Mam prawo
odwiedzić moją rodzinę i przyjaciół i ty wcale nie musisz o tym wiedzieć. Nic
mi się nie stało, żyję. Dzięki za troskę. – wypaliłam z prędkością karabinu
maszynowego.
-Nie obchodzi
mnie, czy coś ci się stało. Zniknął mój samochód i byłam narażona na kłopoty,
bo wymyśliłaś sobie jakieś gówno. Kilka razy dzwonili do mnie ze szkoły,
ponieważ ciebie nie było! Do końca roku nie wychodzisz z domu! Tylko szkoła!
-To jest moje
życie i zrobię co będę chciała! – krzyknęłam i za chwilę poczułam palący ból w
policzku. Ta cholerna baba mnie uderzyła.
-Dopóki
mieszkasz pod moim dachem, nie masz prawa decydować o swoim życiu. Chciałam
pozwolić ci urządzić imprezę z okazji osiemnastki, ale teraz, nie masz na co
liczyć.
-Zrobię co
zechcę. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, patrząc wrogo na ciotkę. Od razu
wymierzyła mi siarczysty policzek, tym razem o wiele, wiele mocniej. Głowa
odskoczyła mi na bok, a do moich oczu napłynęły mi łzy.
-Nie. Masz.
Prawa. Tak. Się. Do. Mnie. Zwracać. Rozumiesz? – wycedziła.
Nie
odpowiedziałam nic. Wbiegłam szybko na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi od
pokoju. Przekręciłam zamek, żeby przypadkiem tu nie weszłam. Z dołu dochodziły
mnie krzyki ciotki, że zachowuję się jak dzieciak, że jestem beznadziejna i w
ogóle. Rzuciłam na łóżko torbę i buty, a kluczyki do Range Rovera cisnęłam
przez okno. Widziałam, jak upadają na trawę przy ogrodzeniu. Ściągnęłam jeansy i kopnęłam je pod drzwi do
garderoby. Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Nie ma szans, że się uspokoję.
Stanęłam na
środku pokoju i krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Oddychałam szybko i nierówno.
Mój umysł skierował się w stronę jednego. Podeszłam do łóżka i usiadłam na
podłodze, opierając się o drewnianą ramę. Sięgnęłam ręką w głąb pościeli i
wydobyłam z niej pamiętnik. Wyciągnęłam zza okładki pióro wieczne, które
podwędziłam z samochodu ciotki. Odkręciłam skuwkę i rzuciłam ją na puszysty
dywan. Otworzyłam pamiętnik i zaczęłam wypełniać go swoimi myślami.
„I can’t handle with her anymore. She treats me like a child that I’m
not. She compared me to my mother. I’m not like her. She was much better than I
am. Aunt Lilly has no idea how I felt when she said all of this horrible things
about her dead sister. I know I have Justin, Danielle, Denika and Yoko but…”
Zatrzymałam się
na chwilę. Pojedyncza łza spadła na kartkę, kiedy pociągnęłam nosem. Dla nich
jestem ważna, a oni są ważni dla mnie. To jedyne osoby, które przejęłyby się
moją śmiercią.
„…my emotions are like one big volcano. It explodes when the ground shakes. I can’t live like that. I’m so sorry
I’m not perfect. I’m sorry I’m not happy. I’m sorry I’m not good enough. I’m
sorry…”
Kiedy zamykałam
pamiętnik, spomiędzy kart wypadło białe zawiniątko. Dobrze wiedziała, co to
takiego. Drżącą ręką sięgnęłam po gazik, w który owinięty był mój mały sekret.
Odłożyłam pamiętnik na łóżko i odwinęłam materiał. Cienka, stalowa powierzchnia
błysnęła w delikatnym księżycowym świetle. Wiedząc, że nikt mnie nie
powstrzyma, przycisnęłam krawędź żyletki do górnej części uda.
-Kocham was i
strasznie przepraszam… - wyszeptałam i przeciągnęłam ostrym przedmiotem po
rozedrganej skórze. Ból rozszedł się po moim ciele. Spojrzałam w dół, ale nie
zobaczyłam rany. Jedynie krew, plamiącą moją białą koszulkę i bieliznę.
Powtórzyłam ruch jeszcze kilka razy. Teraz nie widziałam już swojego uda.
Szkarłatna ciecz pokrywała również moje dłonie i żyletkę.
Z mojej torby
dobiegł mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Lekko podupadła na siłach,
poczołgałam się do tobołów, leżących w kącie pokoju. Wykopałam iPhone’a i
spojrzałam na wyświetlacz. Justin. Dotknęłam kciukiem zieloną słuchawkę.
-Halo? –
rzuciłam cicho.
-Hej, mała. Jak
z ciotką?
-Beznadziejnie.
Ona… - przerwałam. Słowa, które chciałam wypowiedzieć, uwięzły mi w gardle.
-Ona co? –
ponaglił. Westchnęłam głośno i oparłam się plecami o ścianę.
-Onadwukrotniemniespoliczkowała.
– wypaliłam tak szybko, jak tylko mogłam.
-Powiedz to
wolniej.
-Dwukrotnie
mnie spoliczkowała. – powiedziałam cicho.
-Co? Jakim
cholernym prawem? – nawet przez telefon wyczułam, że chłopak jest mocno
wkurwiony.
-Spokojnie.
Zamknęłam się w pokoju i nie chcę z nią rozmawiać. Chcę być sama teraz.
-Jesteś pewna,
że mam nie przychodzić? – zmarszczyłam brwi.
-Nie. Muszę
sama sobie z tym poradzić.
-Dobrze.
Trzymaj się. Dzwoń jakby coś się działo.
-Okej.
-Dobranoc,
kochanie.
-Dobranoc. –
rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Podpierając się
o blat biurka, podniosłam się na nogi. Zignorowałam ból w udzie i skierowałam
się do łazienki. Jutro szkoła, więc nie mogę wyglądać jak wywłoka. Odkręciłam
wodę pod prysznicem i przeszłam do garderoby. Wyciągnęłam luźną koszulkę i
świeże majtki. Wróciłam do łazienki i zrzuciłam z siebie brudne cichu. Weszłam
pod prysznic i na około dwadzieścia minut odpłynęły wszystkie moje zmartwienia.
***
Z domu wyszłam
oknem, żeby uniknąć spotkania z upierdliwą ciotką. Miałam na sobie rurki,
czarne Supry, luźną, białą koszulkę i beanie z napisem „Fuck You”. Skórzaną
torbę Nike przerzuciłam przez ramię. Nie była jakość szczególnie ciężka. Miałam
tam tylko segregator z notatkami i podręcznik do matematyki. Dość szybko
dotarłam do szkoły. Idąc przez korytarz, obrzucałam wszystkich obojętnym
spojrzeniem. Większość par oczu skierowana była, niestety, na mnie. Co ja wam kurwa zrobiłam? Podeszłam do
swojej szafki i wrzuciłam do niej matmę i kurtkę. Wykopałam podręcznik od
chemii i wepchnęłam go do torby. Taaak. Chemia. Widzicie ten mój zapał do nauki
o alkanach, alkinach i innych gównach? Ja jakoś nie.
Ignorując
rzucane mi nieprzyjemne spojrzenia, ruszyłam w dość długą drogę do pracowni
chemicznej. Zastanawiałam się, gdzie podziali się Scott, Denika i Justin.
Skręciłam w słabo oświetloną część szkoły, prowadzącą do sali tortur. Idąc
korytarzem, myślałam nad tym, co tym razem wymyśli Danielle. Jak bardzo skopaną
imprezę zorganizuje? Szczerze, po tym co było na moją siedemnastkę, boję się
tego, co będzie w tym roku. Doszłam do skrzyżowania dwóch korytarzy i
usłyszałam znajomy głos.
-…całować. –
Justin mówił przyciszonym, cholernie seksownym głosem. Powoli zbliżyłam się do
końca ściany.
-Nikt ci nie
broni. – wyszłam powoli zza rogu. Moim oczom ukazało się coś w rodzaju powtórki
sprzed niecałego roku. Justin lizał się z kapitan cheerliderek – Tygen Andrews.
-Ty fiucie… -
wyszeptałam na tyle głośno, że Bieber oderwał się od tej plastikowej suki. Łzy
niebezpiecznie napłynęły mi do oczu. – Zaufałam ci…
Kręcąc głową,
odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Pierdolić
chemię, nie chcę widzieć tej cioty. Moich uszu dobiegł chichot plastiku.
-Ups… -
wymamrotała, najwyraźniej zadowolona z siebie.
-Miley, stój. –
usłyszałam za sobą szybkie kroki, a już po chwili zostałam pociągnięta w tył i
przyciśnięta do ściany.
-Zostaw mnie,
debilu. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Justin tylko mocniej na mnie
naparł.
-Co ci odbija?
-Co mi odbija? Co
MI odbija? – mocno zaakcentowałam „mi”.
-Tak. Co CI
odbija? – jakbyś kurwa nie wiedział.
-Hm… pomyślimy…
- udałam, że się zastanawiam. – Lizałeś się z inną będąc w związku ze mną! –
krzyknęłam.
-To nic złego.
Pocałowałem ją, ale to nie ma znaczenia. – ja ci kurwa dam „nie ma znaczenia”. Może
dla ciebie nie, ale dla mnie tak.
-Wiesz, co? Daj
mi spokój i trzymaj się ode mnie z daleka. Nie chcę cię widzieć. – odepchnęłam go
od siebie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę najbliższej łazienki. Po chwili
jednak zmieniłam zdanie i poszłam do wyjścia ze szkoły. Wyciągnęłam z szafki
kurtkę i narzuciłam ją na siebie. Skierowałam się w drogę powrotną do domu. Nie
ciotki, tylko Danielle.
Jak na złość,
zaczęło padać. Nie tylko deszczem. Śniegiem i deszczem. Jest 23 listopada i już
pada śnieg. Jest cholernie zimno i jeszcze nakurwia śniegiem. Zajebiście. Odkąd
wyprowadziłam się z Nashville, nie widziałam śniegu i nie czułam takiego ziąbu.
Chcę wrócić do słoneczniej Kalifornii.
Miałam lekką
kurtkę, która miała mnie chronić jedynie przed zimnem, nie śniegiem. Koszulka
szybko mi przemokła, a moje włosy wyglądały, jakbym dopiero wyszła spod
prysznica. Nienawidzę być przemoczona, a odkąd mieszkam w Kanadzie, zdarza mi
się to dość często. Po prostu kocham tutejszą pogodę.
Po dziesięciu
minutach drogi w deszczu ze śniegiem, byłam już całkowicie mokra. Zaczęłam się cała
trząść i prawdopodobieństwo, że się przeziębię wzrosło do jakiś 80%, a byłam
dopiero w połowie trasy. Obok mnie co chwila przejeżdżały samochody. Jeden z
nich zwolnił do mojego tępa. Spojrzałam w stronę kierowcy. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.
~,~
Ta dam :D oto i nowy rozdział. Kończyłam go dzisiaj w zeszycie od matmy i modlę się, żeby pani Justyna go nie znalazła. Cieszę się, że w końcu go napisałam. Następny rozdział - niedziela.
Jeśli chcesz, żebym informowała Cię o następnych rozdziałach, wpisz swój username w komentarzu pod rozdziałem lub w zakładce 'Informowani'.
JEŚLI CZYTASZ ROZDZIAŁ, PROSZĘ SKOMENTUJ GO! OPINIE CZYTELNIKÓW SĄ DLA MNIE BARDZO WAŻNE!
Boski ^^ czekam na nn :) ps. kiedy bedzie the unexpected ?
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥ Świetnie piszesz :******* Love you :) :* :* :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest super !
OdpowiedzUsuńJustin jak mogłeś !
czekam na nowy piz dalej xoxo
@lovedreams_x
Booski, <3
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial. No ale Justin, Ty debilu, masz to naprawic :/
OdpowiedzUsuńJak zwykle się nie zawiodłam. Bardzo dobry rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
Kooooocham ^^
OdpowiedzUsuńJustin, jak mogłeś?! Napraw to! Rozdział genialny jak zwykle. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuń@Furby_xoxo
boskie *.* / @polish__fan
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi szkoda Miley :( Czekam na następny,zobaczymy co będzie dalej. :) @jdbakamyideal
OdpowiedzUsuńco za Justin .. jak mogłeś ?!!!!!!????? elo , Mil ci teraz nie wybaczy ;C
OdpowiedzUsuń@coldbelieber
Świetny ;))
OdpowiedzUsuńOmg, kocham! Jezuuuuu *.*
OdpowiedzUsuńKels. xx