środa, 16 października 2013

18. PROBLEM

Razem z Kels szukamy jeszcze jednej tłumaczki na The Unexpected . Jeśli ktoś chce, tutaj są zasady. Zgłoszenia przyjmujemy do soboty, w niedzielę wyniki. Dzięki :) xx


Czułam, jak zachłanne dłonie Justina wędrują w górę moich ud. Żadne z nas nie przerwało namiętnego pocałunku, odkąd się rozpoczął. Sznurki, trzymające górę mojego kostiumu były już nieźle obluzowane. Mój umysł krzyczał, że mam przestać i usiłował odzyskać kontrolę nad ciałem. Jednak, ono robiło to, na co miało obecnie ochotę. Po prostu oddawało się przyjemności, którą niosły ze sobą dłonie i pocałunki Justina.
Magiczna chwila została przerwana przez mój dzwoniący telefon. Zdecydowałam się go zignorować, ale okazało się to po prostu niemożliwe. Dzwoniący nie dawał za wygraną i dobijał się na okrągło.
-Powinnam chyba odebrać. - wymamrotałam, lekko odpychając od siebie Justina. Niechętnie oderwał się ode mnie i pomógł mi się podnieść. Wsunęłam się bardziej na koc i położyłam na brzuchu. Sięgnęłam po krem do opalania i nadal dzwoniący telefon.
-Posmarujesz mi plecy? - spojrzałam na chłopaka. Skinął głową i wziął ode mnie tubkę. Nie spodziewałam się tego, że usiądzie okrakiem na mojej pupie. Nie jest zbyt lekki, ale lżejszy niż był Braison. Odsunął moje włosy na bok i wycisnął trochę kremy na rękę. Kiedy chłodna ciecz zetknęła się z moją skórą, zadrżałam lekko. Wznowienie się wibracji w mojej ręce, sprowadziło mnie z powrotem na Ziemię. Spojrzałam na telefon i zauważyłam numer ciotki Lilly. Jedna chwila rozpierdala cały dzień.
-Halo? - odebrałam i przyłożyłam iPhone'a do ucha.
-Miley, kiedy wracasz i dlaczego odebrałaś dopiero teraz? - zdenerwowana ciotka napadła na mnie na samym wstępie. Tobie też, dzień dobry.
-Nie wiem. Pewnie niedługo, a co?
-Wracasz dzisiaj, albo szlaban do końca roku. – słysząc, co powiedziała, zaśmiałam się.
-Tak się składa, że za tydzień kończę osiemnastkę i będziesz mogła mi, co najwyżej, nagwizdać. – każde słowo przesycone było jadem. Nienawidzę, kiedy traktuje się mnie jak szesnastolatkę, którą nie jestem.
-Nie tym tonem, młoda panno. Mamy dużo do omówienia. Wracasz dzisiaj i nie waż mi się protestować.
-Ty patrz… - na moją twarz wypełzł łobuzerski uśmieszek. – właśnie to robię. Wrócę do tej wiochy, jak tylko będę chciała. Mało mnie obchodzi, co ty na to. To moje życie i to ja o nim decyduję. – zupełnie nieświadoma tego, że unoszę głos, wstałam gwałtownie z koca i ruszyłam w stronę brzegu.
-Nagrabiłaś sobie, Cyrus. Jesteś zupełnie jak swoja matka. Arogancja, chamska, samolubna i zakochana w sobie, a…
-Nie porównuj mnie do mojej matki! – wrzasnęłam tak głośno, że od razu poczułam nieprzyjemne drapanie w gardle.
-Czy ty właśnie podniosłaś na mnie głos? – ciotka wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Tak! Tak, właśnie podniosłam na ciebie głos! – moja wściekłość rosła z każdą chwilą. Kątem oka zobaczyłam, że Justin jest tuż za mną.
-Spokojnie… - wyszeptał i przyciągnął mnie do swojego nagiego torsu. – Oddychaj…
-Próbuję się zrelaksować, a ty psujesz mi cały dzień. – ściszyłam głos, próbując się nieco uspokoić. – W Los Angeles jest pochowana moja rodzina, tutaj są moi przyjaciele, którzy są dla mnie jak rodzina. Ty każesz mi wracać za granicę mojej ojczyzny. Wrócę, jak zechcę. – nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączyłam się.
-O co poszło? – Justin potarł moje ramiona. Westchnęłam, pozwalając wszelkiej wściekłości zamienić się w spokój.
-Ciotka każe mi wracać do Kanady.
-A co zrobi, jeśli jej nie posłuchasz?
-Grozi mi szlabanem, ale mam na nią wyjebane. Jeszcze tydzień i nic nie będzie mogła mi zrobić. – Justin zaśmiał się cicho.
-Jak dziecku?
-Taaa… Chyba zapomina, że nie mam szesnastu lat.
-Najwyraźniej tak. Przejdziemy się? – nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę klifu, wychodzącego w ocean. Wbrew pozorom, dzieliły nas od niego jakieś dwa kilometry.

*four days later*

Zwolniłam do 20km/h. Nie chcę dojechać do domu ciotki, więc wolę to odwlec. Głupio robię, ale co tam. I tak nie mam nic do stracenia. Jeszcze dwa dni i skończą się rządy ciotki nade mną. Będę pełnoletnia i od razy się wyprowadzam. W prawdzie, do Danielle, która mieszka obok, ale i tak nie będę w jednym budynku z tą jędzą. Dla tych, co myśleli, że ciotka Lilly jest taka… miła i w ogóle, to tylko pozory, a pozory mylą.
Skręciłam w ulicę, przy której mieściło się piekło. Zwolniła jeszcze bardziej. Ręce zaczęły mi lekko drżeć ze stresu przed nieuniknionym spotkaniem. Może powinnam wejść oknem? Światła samochodu odbiły się od drzwi garażu, kiedy wjechałam na podjazd. Wyłączyła rozgrzany silnik i sięgnęłam po torbę. Wrzuciłam do niej telefon i słuchawki. Ociągając się tak bardzo, jak tylko mogłam, zwlekłam się z wysokiego siedzenia Range Rovera. Zamknęłam drzwi i zablokowałam zamek.
Cicho weszłam do domu. Jest środek nocy, więc może ciotka śpi i mnie nie usłyszy. Opierając się ręką o ścianę, cicho zsunęłam ze stóp conversy i ruszyłam w stronę schodów.
-Miło, że się jednak pojawiłaś. – mocno rozdrażniony głos spowodował, że się zatrzymałam i przeklęłam w duchu. – Dlaczego opuściłaś, nie tylko Stratford, ale Kanadę bez mojej wiedzy? – obróciłam się na pięcie i spojrzałam ciotce prosto w oczy.
-Chciałam spotkać się ze znajomymi i odwiedzić groby rodziców. Gdybym spytała cię o zdanie, odpowiedź brzmiałaby „nie”, więc sama podjęłam decyzję.
-Nie pozwoliłabym ci jechać, ponieważ jesteś nieletnia i jesteś pod moją opieką. Gdyby coś ci się stało, ja bym za to odpowiedziała. Nie chcę iść do pierdla, bo głupia gówniara wymyśliła sobie wycieczkę do cholernego Los Angeles. – poziom mojej wściekłości znowu sięgał skraju wytrzymałości.
-Mam prawo odwiedzić moją rodzinę i przyjaciół i ty wcale nie musisz o tym wiedzieć. Nic mi się nie stało, żyję. Dzięki za troskę. – wypaliłam z prędkością karabinu maszynowego.
-Nie obchodzi mnie, czy coś ci się stało. Zniknął mój samochód i byłam narażona na kłopoty, bo wymyśliłaś sobie jakieś gówno. Kilka razy dzwonili do mnie ze szkoły, ponieważ ciebie nie było! Do końca roku nie wychodzisz z domu! Tylko szkoła!
-To jest moje życie i zrobię co będę chciała! – krzyknęłam i za chwilę poczułam palący ból w policzku. Ta cholerna baba mnie uderzyła.
-Dopóki mieszkasz pod moim dachem, nie masz prawa decydować o swoim życiu. Chciałam pozwolić ci urządzić imprezę z okazji osiemnastki, ale teraz, nie masz na co liczyć.
-Zrobię co zechcę. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, patrząc wrogo na ciotkę. Od razu wymierzyła mi siarczysty policzek, tym razem o wiele, wiele mocniej. Głowa odskoczyła mi na bok, a do moich oczu napłynęły mi łzy.
-Nie. Masz. Prawa. Tak. Się. Do. Mnie. Zwracać. Rozumiesz? – wycedziła.
Nie odpowiedziałam nic. Wbiegłam szybko na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi od pokoju. Przekręciłam zamek, żeby przypadkiem tu nie weszłam. Z dołu dochodziły mnie krzyki ciotki, że zachowuję się jak dzieciak, że jestem beznadziejna i w ogóle. Rzuciłam na łóżko torbę i buty, a kluczyki do Range Rovera cisnęłam przez okno. Widziałam, jak upadają na trawę przy ogrodzeniu.  Ściągnęłam jeansy i kopnęłam je pod drzwi do garderoby. Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Nie ma szans, że się uspokoję.
Stanęłam na środku pokoju i krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Oddychałam szybko i nierówno. Mój umysł skierował się w stronę jednego. Podeszłam do łóżka i usiadłam na podłodze, opierając się o drewnianą ramę. Sięgnęłam ręką w głąb pościeli i wydobyłam z niej pamiętnik. Wyciągnęłam zza okładki pióro wieczne, które podwędziłam z samochodu ciotki. Odkręciłam skuwkę i rzuciłam ją na puszysty dywan. Otworzyłam pamiętnik i zaczęłam wypełniać go swoimi myślami.
„I can’t handle with her anymore. She treats me like a child that I’m not. She compared me to my mother. I’m not like her. She was much better than I am. Aunt Lilly has no idea how I felt when she said all of this horrible things about her dead sister. I know I have Justin, Danielle, Denika and Yoko but…”
Zatrzymałam się na chwilę. Pojedyncza łza spadła na kartkę, kiedy pociągnęłam nosem. Dla nich jestem ważna, a oni są ważni dla mnie. To jedyne osoby, które przejęłyby się moją śmiercią.
„…my emotions are like one big volcano. It explodes when the ground shakes. I can’t live like that. I’m so sorry I’m not perfect. I’m sorry I’m not happy. I’m sorry I’m not good enough. I’m sorry…”
Kiedy zamykałam pamiętnik, spomiędzy kart wypadło białe zawiniątko. Dobrze wiedziała, co to takiego. Drżącą ręką sięgnęłam po gazik, w który owinięty był mój mały sekret. Odłożyłam pamiętnik na łóżko i odwinęłam materiał. Cienka, stalowa powierzchnia błysnęła w delikatnym księżycowym świetle. Wiedząc, że nikt mnie nie powstrzyma, przycisnęłam krawędź żyletki do górnej części uda.
-Kocham was i strasznie przepraszam… - wyszeptałam i przeciągnęłam ostrym przedmiotem po rozedrganej skórze. Ból rozszedł się po moim ciele. Spojrzałam w dół, ale nie zobaczyłam rany. Jedynie krew, plamiącą moją białą koszulkę i bieliznę. Powtórzyłam ruch jeszcze kilka razy. Teraz nie widziałam już swojego uda. Szkarłatna ciecz pokrywała również moje dłonie i żyletkę.
Z mojej torby dobiegł mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Lekko podupadła na siłach, poczołgałam się do tobołów, leżących w kącie pokoju. Wykopałam iPhone’a i spojrzałam na wyświetlacz. Justin. Dotknęłam kciukiem zieloną słuchawkę.
-Halo? – rzuciłam cicho.
-Hej, mała. Jak z ciotką?
-Beznadziejnie. Ona… - przerwałam. Słowa, które chciałam wypowiedzieć, uwięzły mi w gardle.
-Ona co? – ponaglił. Westchnęłam głośno i oparłam się plecami o ścianę.
-Onadwukrotniemniespoliczkowała. – wypaliłam tak szybko, jak tylko mogłam.
-Powiedz to wolniej.
-Dwukrotnie mnie spoliczkowała. – powiedziałam cicho.
-Co? Jakim cholernym prawem? – nawet przez telefon wyczułam, że chłopak jest mocno wkurwiony.
-Spokojnie. Zamknęłam się w pokoju i nie chcę z nią rozmawiać. Chcę być sama teraz.
-Jesteś pewna, że mam nie przychodzić? – zmarszczyłam brwi.
-Nie. Muszę sama sobie z tym poradzić.
-Dobrze. Trzymaj się. Dzwoń jakby coś się działo.
-Okej.
-Dobranoc, kochanie.
-Dobranoc. – rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Podpierając się o blat biurka, podniosłam się na nogi. Zignorowałam ból w udzie i skierowałam się do łazienki. Jutro szkoła, więc nie mogę wyglądać jak wywłoka. Odkręciłam wodę pod prysznicem i przeszłam do garderoby. Wyciągnęłam luźną koszulkę i świeże majtki. Wróciłam do łazienki i zrzuciłam z siebie brudne cichu. Weszłam pod prysznic i na około dwadzieścia minut odpłynęły wszystkie moje zmartwienia.

***

Z domu wyszłam oknem, żeby uniknąć spotkania z upierdliwą ciotką. Miałam na sobie rurki, czarne Supry, luźną, białą koszulkę i beanie z napisem „Fuck You”. Skórzaną torbę Nike przerzuciłam przez ramię. Nie była jakość szczególnie ciężka. Miałam tam tylko segregator z notatkami i podręcznik do matematyki. Dość szybko dotarłam do szkoły. Idąc przez korytarz, obrzucałam wszystkich obojętnym spojrzeniem. Większość par oczu skierowana była, niestety, na mnie. Co ja wam kurwa zrobiłam? Podeszłam do swojej szafki i wrzuciłam do niej matmę i kurtkę. Wykopałam podręcznik od chemii i wepchnęłam go do torby. Taaak. Chemia. Widzicie ten mój zapał do nauki o alkanach, alkinach i innych gównach? Ja jakoś nie.
Ignorując rzucane mi nieprzyjemne spojrzenia, ruszyłam w dość długą drogę do pracowni chemicznej. Zastanawiałam się, gdzie podziali się Scott, Denika i Justin. Skręciłam w słabo oświetloną część szkoły, prowadzącą do sali tortur. Idąc korytarzem, myślałam nad tym, co tym razem wymyśli Danielle. Jak bardzo skopaną imprezę zorganizuje? Szczerze, po tym co było na moją siedemnastkę, boję się tego, co będzie w tym roku. Doszłam do skrzyżowania dwóch korytarzy i usłyszałam znajomy głos.
-…całować. – Justin mówił przyciszonym, cholernie seksownym głosem. Powoli zbliżyłam się do końca ściany.
-Nikt ci nie broni. – wyszłam powoli zza rogu. Moim oczom ukazało się coś w rodzaju powtórki sprzed niecałego roku. Justin lizał się z kapitan cheerliderek – Tygen Andrews.
-Ty fiucie… - wyszeptałam na tyle głośno, że Bieber oderwał się od tej plastikowej suki. Łzy niebezpiecznie napłynęły mi do oczu. – Zaufałam ci…
Kręcąc głową, odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Pierdolić chemię, nie chcę widzieć tej cioty. Moich uszu dobiegł chichot plastiku.
-Ups… - wymamrotała, najwyraźniej zadowolona z siebie.
-Miley, stój. – usłyszałam za sobą szybkie kroki, a już po chwili zostałam pociągnięta w tył i przyciśnięta do ściany.
-Zostaw mnie, debilu. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Justin tylko mocniej na mnie naparł.
-Co ci odbija?
-Co mi odbija? Co MI odbija? – mocno zaakcentowałam „mi”.
-Tak. Co CI odbija? – jakbyś kurwa nie wiedział.
-Hm… pomyślimy… - udałam, że się zastanawiam. – Lizałeś się z inną będąc w związku ze mną! – krzyknęłam.
-To nic złego. Pocałowałem ją, ale to nie ma znaczenia. – ja ci kurwa dam „nie ma znaczenia”. Może dla ciebie nie, ale dla mnie tak.
-Wiesz, co? Daj mi spokój i trzymaj się ode mnie z daleka. Nie chcę cię widzieć. – odepchnęłam go od siebie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę najbliższej łazienki. Po chwili jednak zmieniłam zdanie i poszłam do wyjścia ze szkoły. Wyciągnęłam z szafki kurtkę i narzuciłam ją na siebie. Skierowałam się w drogę powrotną do domu. Nie ciotki, tylko Danielle.
Jak na złość, zaczęło padać. Nie tylko deszczem. Śniegiem i deszczem. Jest 23 listopada i już pada śnieg. Jest cholernie zimno i jeszcze nakurwia śniegiem. Zajebiście. Odkąd wyprowadziłam się z Nashville, nie widziałam śniegu i nie czułam takiego ziąbu. Chcę wrócić do słoneczniej Kalifornii.
Miałam lekką kurtkę, która miała mnie chronić jedynie przed zimnem, nie śniegiem. Koszulka szybko mi przemokła, a moje włosy wyglądały, jakbym dopiero wyszła spod prysznica. Nienawidzę być przemoczona, a odkąd mieszkam w Kanadzie, zdarza mi się to dość często. Po prostu kocham tutejszą pogodę.

Po dziesięciu minutach drogi w deszczu ze śniegiem, byłam już całkowicie mokra. Zaczęłam się cała trząść i prawdopodobieństwo, że się przeziębię wzrosło do jakiś 80%, a byłam dopiero w połowie trasy. Obok mnie co chwila przejeżdżały samochody. Jeden z nich zwolnił do mojego tępa. Spojrzałam w stronę kierowcy. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.  

~,~
Ta dam :D oto i nowy rozdział. Kończyłam go dzisiaj w zeszycie od matmy i modlę się, żeby pani Justyna go nie znalazła. Cieszę się, że w końcu go napisałam. Następny rozdział - niedziela.
Jeśli chcesz, żebym informowała Cię o następnych rozdziałach, wpisz swój username w komentarzu pod rozdziałem lub w zakładce 'Informowani'
JEŚLI CZYTASZ ROZDZIAŁ, PROSZĘ SKOMENTUJ GO! OPINIE CZYTELNIKÓW SĄ DLA MNIE BARDZO WAŻNE!

13 komentarzy:

  1. Boski ^^ czekam na nn :) ps. kiedy bedzie the unexpected ?

    OdpowiedzUsuń
  2. ♥♥♥♥♥ Świetnie piszesz :******* Love you :) :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest super !
    Justin jak mogłeś !
    czekam na nowy piz dalej xoxo
    @lovedreams_x

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny rozdzial. No ale Justin, Ty debilu, masz to naprawic :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle się nie zawiodłam. Bardzo dobry rozdział ;)
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin, jak mogłeś?! Napraw to! Rozdział genialny jak zwykle. Nie mogę doczekać się następnego.
    @Furby_xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo mi szkoda Miley :( Czekam na następny,zobaczymy co będzie dalej. :) @jdbakamyideal

    OdpowiedzUsuń
  8. co za Justin .. jak mogłeś ?!!!!!!????? elo , Mil ci teraz nie wybaczy ;C
    @coldbelieber

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg, kocham! Jezuuuuu *.*
    Kels. xx

    OdpowiedzUsuń